Morrell David - Kompleks winy, !!! 2. Do czytania, czytadła do poczytania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DAVID MORRELL
KOMPLEKS WINY
Z angielskiego przełożył ROBERT WALIŚ
Książkę dedykuję Richardowi Schoeglerowi oraz Elizabeth
Gutierrez, którzy zapoznali nas z Innym Miastem.
Jak cię kocham? Poczekaj, wszystko ci wyłożę.
Elizabeth Barret Browning
Denial is not a River In Egypt**
napis na zderzaku
* Miłość jest wszystkim, co istnieje:
w tłumaczeniu Stanisława
Barańczaka [w:]
300 najsłynniejszych angielskich i amerykańskich
wierszy miłosnych,
Wydawnictwo „a5”, Poznań, 1992.
** Dosł.
Zaprzeczenie nie jest rzeką w Egipcie
-
nieprzetłumaczalna gra słów oparta na homonimie:
denial
i
the Nil,
nawiązująca do tytułu oryginału -
Extreme denial.
Rozdział pierwszy
1
Decker poinformował przedstawiciela włoskiego urzędu
imigracyjnego, że przyjechał w interesach.
- Jakiego rodzaju?
- Handel nieruchomościami.
- Jak długo potrwa wizyta?
- Dwa tygodnie.
Urzędnik podstemplował paszport.
-
Grazie
- rzekł Decker.
Z walizką w ręku opuścił lotnisko imienia Leonarda da Vinci.
Choć bez problemu mógł załatwić, aby ktoś po niego wyjechał, wolał
pokonać dwadzieścia sześć kilometrów dzielących go od Rzymu
autobusem. Kiedy ten, zgodnie z przewidywaniami, utknął w gęstym
śródmiejskim ruchu, Decker poprosił kierowcę, aby go wypuścił, po
czym zaczekał, aż autobus ruszy w dalszą drogę i z zadowoleniem
stwierdził, że nikt więcej nie wysiadł. Wszedł do metra, wybrał pociąg
na chybił trafił i pojechał do następnej stacji, gdzie wyszedł na
powierzchnię i wezwał taksówkę. Dziesięć minut później wysiadł z
niej i powrócił do metra, znów przejechał jedną stację, a następnie
złapał kolejną taksówkę, tym razem każąc się zawieźć do Panteonu.
Prawdziwym celem podróży był hotel znajdujący się pięć ulic dalej.
Podjęte środki ostrożności zapewne nie były potrzebne, jednak Decker
wierzył, że pozostał tak długo przy życiu jedynie dzięki zasadzie
skrupulatnego zacierania za sobą śladów.
Niestety, takie zachowanie coraz bardziej go męczyło. Uznał, że
pozostawanie przy życiu to nie to samo co życie. Następnego dnia, w
sobotę, miał skończyć czterdzieści lat i w nieprzyjemnie dobitny
sposób zaczął sobie zdawać sprawę z upływu czasu. Nie miał żony,
dzieci ani domu. Dużo podróżował, ale wszędzie czuł się obco. Miał
niewielu przyjaciół i rzadko ich widywał. Jego życie ograniczało się
do pracy, a to przestało mu już wystarczać.
Kiedy tylko zameldował się w swoim hotelu pełnym kolumn i
pluszowych dywanów, zagłuszył skutki zmiany strefy czasowej,
biorąc prysznic i zakładając świeże ubranie. Adidasy, dżinsowe
spodnie i koszula oraz błękitna sportowa kurtka wydały mu się
odpowiednie na ten łagodny czerwcowy rzymski dzień. Był to także
typowy strój amerykańskich turystów w jego wieku, co pozwalało nie
zwracać na siebie uwagi. Wyszedł z hotelu, wmieszał się w tłum
przechodniów i przez pół godziny wędrował ruchliwymi ulicami,
starając się upewnić, że nikt go nie śledzi. Dotarł do najbardziej
zatłoczonego miejsca w Rzymie, na plac Wenecki, gdzie zbiegają się
główne ulice miasta. Zgiełk ulicznego korka stanowił tło dla
rozmowy, którą przeprowadził z ulicznego aparatu telefonicznego.
- Halo - odezwał się męski głos.
- Czy to Anatole? - spytał Decker po włosku.
- Nie znam nikogo takiego.
- A on mi powiedział, że znajdę go pod tym numerem. - Decker
podał numer inny od tego, pod który zadzwonił.
- Pomylił pan dwie ostatnie cyfry. Tu jest pięć siedem. -
Połączenie przerwano.
Odłożył słuchawkę, upewnił się, że nikt go nie obserwuje, po
czym wmieszał się w tłum. Jak dotąd żadnych problemów. Słysząc
ustalone cyfry, Decker dowiedział się, że może przyjść. Gdyby
odpowiedź brzmiała „To pomyłka”, byłby to sygnał do trzymania się
z dala, znak, że coś poszło nie tak.
2
Mieszkanie przy Via Salaria znajdowało się na trzecim piętrze.
Nie było ani zbyt eleganckie, ani zbyt pospolite.
- Jak minął lot? - Głos mężczyzny, naznaczony lekkim akcentem
z Nowej Anglii, brzmiał tak samo jak przez telefon.
Decker wzruszył ramionami i rzucił okiem na skromne meble.
- Znasz ten stary kawał: dobry lot to taki, po którym można o
własnych siłach wyjść z samolotu - odrzekł, uzupełniając kod
rozpoznawczy. - Przez większość czasu spałem.
- A więc nie odczuwasz dolegliwości z powodu zmiany czasu?
Decker pokręcił głową.
- Nie chciałbyś się zdrzemnąć?
Decker wzmógł czujność. Czemu ten facet tak się przejął zmianą
czasu? Drzemka? Czy z jakiegoś powodu nie chce, abym mu
towarzyszył przez resztę dnia?
Jeszcze nigdy nie współpracował z tym człowiekiem. Brian
McKittrick miał trzydzieści lat, sto osiemdziesiąt pięć centymetrów
wzrostu i potężną budowę ciała, a także krótkie blond włosy,
masywne ramiona i kwadratową szczękę, która kojarzyła się
Deckerowi z futbolem amerykańskim. Faktycznie, wiele z cech
McKittricka przywodziło na myśl futbolistę - nagromadzona energia i
chęć rzucenia się w wir działań.
- Żadnej drzemki - odparł Decker. - Chcę nadrobić zaległości. -
Zerknął na lampy i kołki rozporowe w ścianach, postanawiając nie
brać niczego za pewnik. - Jak ci się tu mieszka? W niektórych z tych
starych budynków są problemy z pluskwami.
- Nie tutaj. Codziennie sprawdzam, czy nie ma robactwa.
Sprawdziłem tuż przed twoim przyjściem.
- To dobrze. - Zadowolony, że pokój jest wolny od
elektronicznego podsłuchu, Decker kontynuował: - Twoje raporty
wskazują na wyraźne postępy.
- O tak, znalazłem tych drani.
- Chciałeś powiedzieć, że twoje kontakty ich znalazły.
- Racja, to właśnie chciałem powiedzieć.- jak? - spytał Decker. -
Nasi ludzie szukali ich dosłownie wszędzie.
- Wszystko jest w moich raportach.
- Przypomnij mi.
- Semtex. - McKittrick podał nazwę wyrafinowanego materiału
wybuchowego. - Moi informatorzy odwiedzali miejsca, w których ci
dranie lubią się spotykać, i dawali cynk, że mogą zdobyć semtex dla
każdego, kto jest gotów wystarczająco dużo zapłacić.
- A jak znalazłeś swoje kontakty?
- W podobny sposób. Rozpuściłem wieści, że będę bardzo hojny
wobec każdego, kto dostarczy mi informacji, których potrzebuję.
- Czy to Włosi?
- Pewnie, że tak. Czyż właśnie nie o to chodzi? Zaufani
pośrednicy. W razie czego mam szansę wyprzeć się wszystkiego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]