Motyle - 1 - 6 - nieznana,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Autor: Nieznana
Beta: Alice_415
Prolog
Cześć! Nazywam się Natalie Lilly Morrison, ale mówią na mnie po prostu Lie i chodzę do
ostatniej klasy liceum. Mam osiemnaście lat, a urodziłam się w Palmer w stanie Alaska. Od roku
mieszkam wraz z mamą Marthą Kristian Morrison oraz naszym ukochanym psem - Alex’em. Właśnie
wtedy, z powodu zdrady mojego ojca, rodzice rozwiedli się, a ja od tego czasu nie odzywam się do
niego, bo nie chcę mieć nic wspólnego z tym człowiekiem. Matka zachowuje się jakby nic się nie stało,
ale wiem, że tak nie jest. Gdyby było to prawdą, nie płakałaby za nim po nocach. To jej pierwsza
miłość, kochała go jak szalona. Dla niego została w domu i opiekowała się mną, zamieszkała też w
Palmer, bo ojciec przed moimi urodzinami dostał awans. Objął stanowisko prezesa banku na oddziale
Alaska. Mama była nauczycielką, ale gdy tylko zaszła w ciążę, po jego namowach, zrezygnowała z
nauczania i przeprowadzili się na to odludzie. Pół roku później urodziłam się ja. Rodzice byli
zachwyceni. Matka opiekowała się mną przez całą dobę, tata natomiast spędzał ze mną tyle czasu, na
ile mogła pozwolić mu praca.
Gdy miałam pięć lat, rodzice nie odzywali się już do siebie, jednak dla mnie zostali razem.
Wcześniej tego nie rozumiałam. Jak mogli się nie dogadywać, skoro tak bardzo się kochali? Z czasem
było jeszcze gorzej. Przy mnie udawali, że wszystko jest w porządku, a ja natomiast udawałam, że nic
nie widzę. I tak przez następne dziesięć lat. Kiedy miałam ich już piętnaście, potrafiłam pojąć powagę
sytuacji oraz wiedzieć, do czego to prowadzi. Musiałam działać, ponieważ nie chciałam, żeby moi
rodzicie się rozstali, a jedynym powodem, dla którego jeszcze tego nie zrobili, byłam ja. Uciekłam z
domu i zamieszkałam w jakimś podrzędnym motelu na obrzeżach miasta. Przeczekałam tam tydzień,
aż w końcu mnie odnaleźli. Podczas moich poszukiwań na powrót zbliżyli się do siebie i myślałam, że
mój plan się powiódł. Cieszyłam się, odzyskałam przecież rodzinę. Ale byli ze sobą szczęśliwi tylko
przez pół roku i znów zaczęli się kłócić oraz nie odzywać. Na początku zdarzały się niewinne sprzeczki,
jednak z dnia na dzień było coraz gorzej. Ojciec wyprowadził się do biura i właśnie tam mieszkał. Po
kilku dniach namówiłam mamę, aby sprowadziła go do domu. Aby poszła do tego cholernego biura i
przeprosiła. Mieli się pogodzić! Ale los chciał inaczej...
Po godzinie oczekiwań na jej powrót zadzwonił tata, który nie mógł się skontaktować z
Marthą, bo wyłączyła telefon. Chciałam wiedzieć, co się stało i czy się pogodzili, ale nie odpowiedział
mi na te pytania. Poprosił, abym przekazała mamie, że muszą porozmawiać, po czym się rozłączył. Ta
rozmowa mnie zaniepokoiła. Siedziałam jak na szpilkach i czekałam na jej powrót. Po dwóch
godzinach wróciła taksówką i była w najbardziej beznadziejnym stanie, w jakim ją kiedykolwiek
widziałam. Pytałam, co się stało, ale nie odpowiadała mi, poszła tylko do sypialni i przepłakała tam
całą noc. Nie wiedziałam, co mam robić, ani co się wydarzyło. Chciałam się dowiedzieć, jednak nikt
nie miał ochoty, aby ze mną o tym porozmawiać. Stwierdzili, że jestem za mała, żeby zrozumieć.
Irytowało mnie to, bo zawsze to powtarzali, zawsze.
Po miesiącu było już po wszystkim - moi rodzice się rozwiedli. Oczywiście całą winę wziął na
siebie ojciec i pozwolił mi zamieszkać z mamą. Chciał też się ze mną widywać raz w tygodniu, ale ja się
na to nie zgodziłam. Nie chciałam go więcej znać. Za to co zrobił, został skreślony w moich oczach, bo
od tamtego momentu już dla mnie nie istniał. Po niespełna pół roku nieprzespanych nocy Martha
spotkała Heatha Howarda. Był przemiły, a moja mama zaczęła na nowo się uśmiechać. Jak mogłam
nie polubić faceta, który sprowadził ją do takiego stanu? Jak? Miał trzydzieści trzy lata, a przynajmniej
tak mówił, był niesamowicie przystojny i umięśniony oraz strasznie blady, zresztą jak wszyscy tutaj,
więc to mnie akurat nie zdziwiło, a także zimny, jednak to podobno przez niedokrwistość, którą leczy.
Wierzyłam mu, bo kto by tego nie zrobił, gdy chodziło o tak miłego mężczyznę? Jego największą
zaletą było to, że sprawiał, iż moja mama zawsze czuła się przy nim szczęśliwa. A to najważniejsze,
więc siedziałam cicho i tylko cieszyłam się razem z nią. Dopiero później miałam okazję, aby dowiedzieć
się kim, a raczej czym, jest jej nowy facet…
Ze wspomnień wyrwał mnie cichy i ciepły głos stewardesy.
- Przepraszam, zaraz lądujemy. Proszę zapiąć pasy i się przygotować.
- Och… Już, oczywiście – odparłam, wkładając zakładkę do książki, którą trzymałam w ręce i
wsadzając ją do torby.
RozdziaL 1
áZycie jest za krtkie, aby je marnowaCÑ
Minął miesiąc odkąd przyleciałam do Forks. Przeniosłam się do brata mojej matki, Charliego i
jego córki Belli. To bardzo miła dziewczyna, ale jest tak jakby nieobecna. Wszystko z powodu jej
byłego chłopaka, Edwarda, jeśli mnie pamięć nie myli. Zostawił Bellę kilka dni po jej osiemnastych
urodzinach, czyli na początku roku. Nie wiem, o co poszło, właściwie to nikt tego nie wie. Bella nic nie
mówi, a inni jej nie naciskają. Czasami mam wrażenie, że zmieniła się w maszynę, niby funkcjonuje,
ale każdy jej dzień wygląda tak samo: wstawanie rano, ubieranie, mycie, szkoła, robienie obiadu i
szlochanie po nocach. Ale czy żyje? Ma puls, oddycha, je, ale co to za życie, kiedy godzinami wpatruje
się w sufit i nie odzywa się, ani nie porusza... Nie wychodzi nigdzie poza szkołą, chyba, że po zakupy.
Nie mogę patrzeć, jak moja kuzynka tak się zamęcza. Gdybym mogła dorwać tego skubańca ,
powyrywałabym mu wszystkie kończyny i zdeptała jak śmiecia!
- Charlie, idę na górę. Może wyciągnę Bells do Seattle na jakieś zakupy.
- Lie, nie wiem, czy ci się uda. Jednak gdybyś dała radę, to będę twoim dłużnikiem. – Tak, Charlie też
cierpi patrząc na stan swojej córki. Oboje dwoimy się i troimy, by powróciła do nas i wreszcie
zapomniała o Edwardzie. Tak naprawdę nie znałam jej wcześniej, ale wiem, że była nieśmiała,
niezdarna, bardzo miła i uczynna oraz zawsze się rumieniła. Ja jeszcze nigdy nie widziałam, żeby się
zaczerwieniła, a jestem tu już od miesiąca! Nawet dobrze ze sobą nie porozmawiałyśmy. Oczywiście
wymieniałyśmy ze sobą kilka zdań dziennie, ale nie można tego nazwać rozmową. Podczas
pierwszych dwóch tygodni próbowałam z nią pogadać, tak jak dziewczyna z dziewczyną, ale ona tylko
pomrukiwała:
„No...”
,
„Yhym...”.
Później dałam sobie z tym spokój. Nie chciałam prowadzić
nieustannego monologu. Pragnęłam dowiedzieć się od Jessici i Angeli, co się wydarzyło, ale one
wiedziały tylko, że Cullenowie wyprowadzili się z dnia na dzień. Podobno Carlisle dostał jakąś
propozycję lepszej pracy. Ale coś mi mówiło, że to tylko wymówka, aby zająć czymś wścibskich
mieszkańców miasteczka. Powód ich wyjazdu musiał być inny, wiem, może głupio to brzmi, jednak
gdyby chodziłoby o zwykłą przeprowadzkę, to Bella na pewno by się tak nie zachowywała. Przecież
zawsze mogli utrzymywać ze sobą kontakt. Z tego co wiem, cała ich rodzinka była cholernie bogata, a
Edward bez przeszkód mógł się z nią spotykać. I tak nagle się wyprowadzili? Coś było nie tak i tylko
jedna osoba znała prawdę. Bella.
- Bells, mogę? – Uchyliłam lekko drzwi i zajrzałam do jej pokoju. Leżała skulona na swoim łóżku i
chlipała do poduszki.
- Tak, wejdź. – Podniosła się i otarła z łez napuchnięte, czerwone jak maki oczy. Przysiadłam się do
niej i objęłam ramieniem.
- Bells, widzisz, jest taka sprawa. Jutro wybieram się do Seattle i nie mam z kim jechać. Mogę liczyć na
ciebie?
- Wiesz, Lie, ja nie nadaję się na dobre towarzystwo. Zapytaj Jess albo Angelę, one bardziej są w
nastroju na zakupy. – Cała Bella. Nie chciała mi zepsuć humoru swoją milczącą i mało radosną
postawą.
- Po pierwsze: Jess ma jutro trening siatkówki, a Angela musi zająć się braćmi. Po drugie: wolałabym
jechać z tobą niż z nimi. Chciałabym cię lepiej poznać. – Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, ona
próbowała odwzajemnić ten gest, chociaż nie bardzo jej to wyszło.
- Ja… Ja naprawdę się nie nadaje na przebywanie z kimś. Nie dam rady… - O czym ona mówi?
- Ej… Bells, jesteś moją kuzynką, której nie widziałam odkąd skończyłam trzy miesiące, czego nawet
nie pamiętam, więc chcę się czegoś o tobie dowiedzieć . Pozwól mi na to, proszę – błagałam ją.
Uklęknę przed nią, jeśli to pomoże.
- Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł… Nie będziesz się dobrze bawić – odparła. No nie, tego
już za wiele, to mnie trochę zdenerwowało.
- Musisz się wyrwać z tych czterech ścian, a poza tym Charlie obiecał mi dozgonną wdzięczność w
zamian za wyciągnięcie cię stąd. A ja nie zamierzam tak łatwo odpuścić. Wyciągnę cię, chociażby za
fraki, więc i tak mi się nie wymigasz. – Pogroziłam jej palcem. Niech nie myśli sobie, że pójdzie jej ze
mną tak łatwo. Na początku byłam miła i chciałam pozwolić jej wybrać. Oczywiście miała się zgodzić,
nie było innej opcji, ale teraz pojedzie albo z własnej woli, albo pod przymusem. Niech sama
zadecyduje.
- No… Dobra, ale pamiętaj, ostrzegałam, że to nie najlepszy pomysł – zgodziła się, kiedy szykowałam
następne argumenty. Nareszcie.
- I to jest prawidłowa odpowiedź – odparłam zadowolona ze swojej małej wygranej. – No więc skoro
już się zgodziłaś, to dzisiaj dam ci spokój. Za to jutro podwiozę cię do szkoły, a zaraz po lekcjach
pojedziemy na zakupy. Więc wyśpij się dobrze, bo musisz być przygotowana. Dobranoc, Bello.
- Dobranoc, Lie. – Wyszłam z jej pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Postanowiłam uprzedzić
Charliego, że jutro popołudniu nas nie będzie oraz, że obiad jest w lodówce. Zeszłam zatem do salonu
i usiadłam przed telewizorem. Jak zwykle leciał jakiś mecz. Po pięciu minutach odezwałam się.
- Charlie, jutro po szkole zabieram Bellę i jedziemy do Seattle. Obiecuję, że się nią zaopiekuję.
Pojedziemy moim autem, więc jej będzie cały czas na podjeździe. Obiad masz w lodówce, musisz go
sobie tylko podgrzać. My prawdopodobnie zjemy na mieście, więc nie czekaj na nas, bo możemy
późno wrócić. Mam zamiar zaciągnąć ją jeszcze do kina.
- Nie byłem przekonany co do powodzenia twojej misji, ale, jak już mówiłem, jestem ci za to bardzo
wdzięczny. – Charlie wyglądał, jakbym ściągnęła z niego jakiś niewyobrażalny ciężar. Od razu się
rozchmurzył. – Ale, Natalie, nie zamęcz jej i bądź delikatna.
- Charlie, przecież wiesz, że jestem łagodna jak baranek. Mam to po mamie. – Chyba jeszcze bardziej
poprawiłam mu tym humor. Wiedzieliśmy, iż moja mama nie słynie z delikatności, co było również
[ Pobierz całość w formacie PDF ]