Monasterska - Życie z blondynką

Monasterska - Życie z blondynką, Nie posegregowane(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
E
WA
M
ONASTERSKA
ŻYCIE Z BLONDYNKĄ
2002
Dedykuje mężowi i synowi
…Bóg podobno dał nam wolną wolę
tylko ja nie wiem
czemu wolę
blondynki
Miłosz Kamil Manasterski
Tajemnica egzystencji.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Jakub
Ewelinę poznałem na studiach. Zapisałem się na kurs hiszpańskiego organizowany przez
uniwersytet. Bardzo chciałem, aby tym razem się udało. Jestem tępym mułem, jeśli chodzi o języki
obce. Przez jakiś czas po uzyskaniu oceny dostatecznej na maturze żyłem w przekonaniu, że
jako tako władam angielskim. Przekonanie to szybko prysło, już drugie zajęcia z lektoratu przy-
niosły wrażenie, że jestem bardzo tępym mułem. Po pierwszym kolokwium moje przeczucia
sprawdziły się w stu dwudziestu procentach
— Nie sądziłam, że w tak prostym tekście można zrobić tyle błędów — powiedziała nasza
nauczycielka, patrząc, nie wiadomo, czemu, na mnie. — Pan Jakub poprawił nawet rekord uczel-
ni w liczbie błędów. Moje gratulacje! — Podała mi kartkę prawie tak czerwoną od jej poprawek
jak moja twarz w tym momencie.
Ponieważ zawstydzanie i kompromitowanie mnie weszło w nawyk mojej lektorce, zacząłem
unikać jej zajęć. Zaowocowało to warunkiem. Myślę, że gdybym miał gorszą średnią, po prostu
by mnie wylali. Na szczęście oprócz angielskiego szło mi nieźle, a w porównaniu z technikum
nadzwyczaj dobrze. Poza tym obiecałem solennie, że od października pójdę na inny lektorat
z pierwszym rokiem. Oczywiście na kurs dla początkujących.
Hiszpański okazał się całkiem przyjemnym językiem. Za to moi młodsi koledzy tworzyli
wyjątkowo niewydarzoną grupę. Działali mi na nerwy, jak sądzę z wzajemnością. Zachowywali
się jak dzieci. Wśród nich wyróżniały się trzy, może cztery dziewczyny i dwóch facetów zacho-
wujących się, jakby byli parą. Postanowiłem wykorzystać swoją szansę — byłem przecież „sta-
rym” studentem, znałem wykładowców, nauczyłem się kombinować na uniwerku, żeby dostać
stypendium i nie narobić się niepotrzebnie. Dwie dziewczyny odznaczały się urodą i sposobem
bycia. Brunetka i blondynka. Obie wysokie, zgrabne, bystre.
Mój wybór padł na blondynkę. Dlatego, że ostatnio spotykałem się z brunetkami bez więk-
szych sukcesów. Również dla tego, że zawsze chodziła w mini i można było się delektować jej
szczupłymi i piekielnie zgrabnymi nogami. Dlatego też, że po zajęciach nie przyjeżdżał po nią
żaden facet szpanerską bryką. Wolnym krokiem szła na przystanek tramwajowy, czasem w to-
warzystwie koleżanek, najczęściej jednak sama. Na zajęciach siadała w pierwszych rzędach
i z lekkim zawstydzeniem wyjmowała z futerału okulary, w których, jak się później przyznała,
powinna chodzić cały czas. Źle się w nich czuła, choć wyglądała szczególnie. Nadawały jej
4
specyficznego uroku kobiety wykształconej i pewnej siebie — lekarki, prawniczki, nauczyciel-
ki akademickiej. Przeczyła krążącym wszędzie dowcipom o głupich blondynkach, które zresztą
sama lubiła opowiadać. No i wyglądała ślicznie w tych delikatnych złotych oprawkach, a szkła
minimalnie powiększały jej oczy.
Parę razy z rzędu celowo spóźniłem się na zajęcia. Zażenowany, przepraszając nauczyciel-
kę i skoncentrowanych studentów, starałem się usiąść jak najbliżej blondynki, niby to próbując
ograniczyć wywołane zamieszanie, zajmując pierwsze lepsze wolne miejsce. Za którymś razem
udało się. Siedziała sama przy oknie i spoglądała z melancholią gdzieś w otchłań granatowo-
purpurowego nocnego nieba wielkiego miasta. Nie zwróciła na mnie specjalnej uwagi — wypa-
dłem zupełnie naturalnie. Ot, przypadek, wolne miejsce. Pierwsza część operacji przebiegła
pomyślnie. Teraz potrzebny był kontakt…
Spóźniony ma przywilej pytania o to, co było, nierozumienia nowych słówek. Najuprzej-
miej, jak potrafiłem, zapytałem o jeden czy drugi zwrot. Była miła, uwierzyła w mój szczery
entuzjazm. Po chwili razem rozwiązywaliśmy ćwiczenia. Kolejny etap przebrnąłem pomyślnie.
Nieocenioną pomoc zaoferowała mi sama nauczycielka. Kiedy przepisywaliśmy zdania z tabli-
cy, zapytałem moją koleżankę o jedno z nich:
— Co to znaczy?
Zajrzała do swoich notatek i przetłumaczyła:
— Czy napijesz się ze mną kawy?
Na to czekałem.
— Oczywiście. Może być jutro, po zajęciach?
Spojrzała na mnie zaskoczona i zaczęła się śmiać. Spojrzałem w jej oczy najgłębiej, jak
mogłem.
— Jestem Ewelina — powiedziała po chwili.
— Kuba.
To było bardzo sprytne.
„Brylancik — pomyślałem — brylancik”. Jeśli podrywanie kobiet jest grą, to ta zagrywka
była mistrzowska. Już miałem coś odpowiedzieć, choć nie byłem w stanie podtrzymać poprzed-
niego poziomu konwersacji. Z pomocą znowu przyszła mi nauczycielka.
— Pan Jakub skoncentruje się na czytance i przeczyta nam bardzo ładnie na głos.
Muszę przyznać, że mimo mojego nieuctwa, które nieuchronnie wychodziło ze mnie coraz
bardziej w miarę zaawansowania kursu, czytanie po hiszpańsku szło mi dobrze i sprawiało mi
sporą przyjemność. Chrząknąłem cicho, obniżyłem głos i tonem najbardziej uwodzicielskim
rozprawiłem się z czytanką, której co prawda nie potrafiłem do końca zrozumieć.
— Pan Jakub nawet tekst o szaletach miejskich potrafi wyrecytować jak poemat miłosny
powiedziała nauczycielka, kiedy skończyłem. — Nie myślał pan o szkole aktorskiej?
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kazimierz.htw.pl