Moja Ameryka e c289, e
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->DzieciństwoUrodziłem się 16 stycznia 1935 r. w zaścianku Oddzielno, napółnocno-wschodnich terenach II RP, w niewielkiej odległości odDyneburga, jako syn Bronisława i Józefy ze Stranczewskich – takprzynajmniej jest zapisane we wszystkich dokumentach. Naprawdęprzyszedłem na świat miesiąc wcześniej. Ponieważ co kilka latmiejsce mojego zamieszkania podlegało innym władzom (i w tensposób, wcale nie zmieniając miejsca pobytu, co chwilę zamieszki-wałem w innym kraju – w Polsce, w Niemczech, w Rosji), rodzice,korzystając z zamieszania, pomyśleli o odroczeniu mojego poborudo wojska poprzez zgłoszenie późniejszej daty urodzenia.Ziemię w naszym zaścianku wynajmował w arendę MojsiePeśko, Był to izraelita należący do grupy religijnej Lubawicza, po-siadający żonę i liczną gromadkę dzieci. W kapeluszu, z pejsami,ubrany w chałat do ziemi, utkwił w mojej pamięci ze względuna niecodzienny wygląd. Objął on uprawę gruntów po staro-wiercu, z którym ojciec zerwał umowę z powodu oszustw i sza-chrajstw i który z zemsty w czasie mroźnej zimy podpalił naszdom. W środku nocy matka przez wybitą szybę wyrzuciła mnie,zaspanego, w zaspę śniegu, dzięki czemu nie spłonąłem wewnątrzdrewnianego budynku ogarniętego płomienną zawieruchą.Zamiar odbudowy spalonego domu uwidaczniał się na każdymkroku. Setki belek i innych budowlanych materiałów zalegały placprzeznaczony na wzniesienie nowej siedziby. Mieliśmy się przepro-wadzić do niej z ciasnej łaźni, gdzie mieszkaliśmy tymczasowo.Jednak plany te nigdy się nie spełniły.Jesienią 1939 r. Niemcy z zachodu, a Sowieci ze wschodu zaata-kowali Polskę. Ojcu wziętemu do niewoli przez Czerwoną Armięudało się zbiec i ukradkiem wrócić do domu. Przesłuchania, re-wizje, niekończące się protokoły w NKWD momentalnie zmieniłyżycie miejscowej ludności. Ostatnia beczka śledzi kupiona w Szar-9kowszczyźnie u handlarza zawierała nadpsuty, niezdatny do kon-sumpcji towar. Rodzice dawali je psu. Ten łapczywie połykał pokilka sztuk ryb naraz z ogonami, głowami i łuską, żeby potemchłeptać wodę z dużej miednicy. Biedne psisko maczało pysk w wo-dzie i potem chwilowo oddaliwszy się od źródła, kładło się na brzu-chu i szczekało na miskę. Sól paliła go we wnętrzu i domagała sięwody, wody i wody – bez końca.Rosjanie przygotowali listy osób mających wypełnić wagonyz przeznaczeniem – Syberia, do obozów wrogów ludu – burżujów,kułaków, krwiopijców i wyzyskiwaczy. Plany ich jednak chwilowonie spełniły się. Hitler zaatakował czerwonego molocha. Sowiec-kie oddziały poddawały się bez jednego wystrzału, składały brońi z uniesionymi ramionami lądowały w niewoli. Wielu z nich są-dziło, że naród niemiecki jest narodem cywilizowanym i nie wyrzą-dzi im krzywdy. Przeciwnie, spodziewali się, że wermacht wyzwoliich z jarzma komunizmu. Większość spośród nich miała dość rajuna ziemi zarządzanego przez Stalina i jego klikę. Jednakże sporosowieckich żołnierzy nie wierzyło wybawicielom i owinąwszy brońi amunicję w płaszcze zakopało ją w lasach – na wszelki wypadek.Rozpierzchli się po okolicach, prosząc gospodarzy o wymianę woj-skowych mundurów na odzież cywilną. Również godzili się na pracęza codzienne wyżywienie i miejsce do spania. Ojciec, współczującbiedakom, zezwolił tylu „pracownikom” zatrudnić się u siebie, żeNiemcy nie mogli się nadziwić, po co mu taka ilość miejscowychparobków. Ci, którzy poszli do niewoli, w szczerym polu zostaliotoczeni kolczastym drutem, gdzie ich pozostawiono pod nadzoremSS. Bardzo rzadko dawano im żywność, w związku z czym umiera-jącym rozdzierano klatki piersiowe, wyrywając z nich płuca, serca,wątroby. Wygłodniali współtowarzysze zjadali je błyskawicznie.Również wydzierano policzki i pośladki, a u kobiet piersi i tymmięsem zaspokajano głód. Zmarłych grzebano we wspólnych ma-sowych grobach wykopywanych przez współwięźniów.Zabrano się też za Żydów. W Szarkowszczyźnie i okolicach byłaich spora ilość. Zebrano więc ich w jedno miejsce, otoczono domykolczastym drutem, a każda osoba żydowskiego pochodzenia mu-siała nosić naszytą na ramieniu i na piersi gwiazdę Dawida. Co10Kup książkęrano większość mieszkańców getta musiała uczestniczyć w rytualemycia Lenina. Był to obalony posąg wodza Październikowej Rewo-lucji, wystawiony w centrum miasta po zajęciu go przez bolszewi-ków. Śpiewając międzynarodówkę, rzesza żydowskich mężczyzn,kobiet i dzieci ciągnęła obwiązanego grubymi linami towarzyszaWłodzimierza do rzeki Dzisienki, gdzie go szorowano, oblewanowodą i z powrotem przy wtórze tejże pieśni wleczono do cen-trum miasta. Pieczę nad obozem sprawował oddział Holendrów.Z polecenia SS ściągali oni haracz ze zgromadzonych za kolcza-stymi drutami żydowskich rodzin. Złoto, szlachetne kamienie, fu-tra systematycznie zabierano od nich na pomoc dla wermachtu.Co tydzień pobierany haracz i codzienne mycie Lenina w nur-tach rzeki sprawiły, że mieszkańcy obozu zbuntowali się. Wtedydowództwo Holendrów przed zachodem słońca otworzyło szerokowrota i z ukłonem w kierunku tłumu oświadczyło:– Nie podoba się, to won! Wynocha stąd!Tłum lawiną rzucił się w kierunku siniejącego w pobliżu lasu.Mojsie Peśko zjawił się przed naszym domostwem jak widmo z roz-wianymi połami chałatu i wykrzykiwanymi błaganiami:– Panie Rundżjo, proszę, ukryj moich dwóch synów i przecho-waj ich do czasu, kiedy wrócimy po nich. Powiedz SS, że to sątwoje dzieci. Oni opadli z sił i nie są w stanie dalej biec.Ojciec na to obejrzał się z trwogą i odparł:– Mojsie, moi dwaj chłopcy są jasnymi blondynami, ja i mojażona również. Cała rodzina jest niebieskooka. Kiedy o świcie zjawisię gestapo, bez pytania zastrzelą nas i twoje dzieci. Jedyne, comogę zasugerować, niech się ukryją na strychu znajdującej się nie-opodal bani.Peśko szybko zastosował się do sugestii ojca i po drabinie wpro-wadził na poddasze łaźni swoich dwóch najmłodszych potomków.O szarym świcie kolbami karabinów zastukało do naszychdrzwi SS. Do domu natychmiast wskoczyły alzackie owczarki i za-częły wywracać wszystko do góry nogami. Część oddziału otoczyłazabudowania gospodarcze i także stojącą w pewnej odległości łaź-nię. Ze strychu ściągnięto szlochających ze strachu synów MojsiePeśki.11Kup książkę– Ukrywasz żydowski pomiot, ty polska świnio! Każdy braćłopatę i kopać dla siebie groby!Odprowadzono nas jakieś trzysta metrów od zabudowań i za-częliśmy pracować nad mogiłami dla siebie. Ojciec i matka ciąglestarali się po białorusku tłumaczyć dowódcy, że na strych dwajchłopcy zostali wprowadzeni w nocy po cichu bez naszej wiedzy,za co nie powinniśmy ponosić odpowiedzialności. Kiedy życzeniagestapowców zostały prawie spełnione, starsze dziecko Peśko rzu-ciło się na kolana i ze łzami zaczęło całować cholewy dowódcyoddziału SS, błagając z płaczem, żeby zastrzelił jego, ale zostawiłprzy życiu młodszego brata. Wtedy SS-man wyciągnął z kaburypistolet i wskazując lewą ręką w kierunku lasu, wykrzyknął:– Popatrz, tam twój ojciec idzie po ciebie, biegnij do niego!Kiedy ten pędem ruszył we wskazanym kierunku, Niemiec wy-palił kilka razy w tył czaszki uciekającego, który potknął się i powydaniu ostatnich rzężących jęków padł oblany krwią na zaoraneprzez swego ojca pole. Po kilku śmiertelnych drgawkach skonał.Młodszy potomek arendarza natychmiast po wystrzałach zacząłbiec w przeciwnym kierunku, ale kule pistoletu dosięgły i jego.Fiknął najpierw kozła, zwinął się i wyprostował, i tak na naszychoczach skonał.– Zakopać! – wykrzyknął hitlerowiec.Rozkaz z przerażeniem w głosie wybełkotał po białorusku tłu-macz. Po jego wykonaniu kazano nam odmaszerować do domuKrążące nad lasami samoloty zrzucały tysiące ulotek w języ-kach: jidysz, białoruskim, polskim, rosyjskim i niemieckim, na-wołujących do powrotu na teren getta. W ten sposób większośćzbiegów dała się zwabić z powrotem za druty w Szarkowszczyźnie.Rozstrzeliwano ich potem masowo i grzebano w rowach wyrytychnad brzegami rzeki Dzisienki. W czasie wiosennych roztopów rzekarozmywała masowe mogiły. I roznosiła zwłoki po okolicy.Życie nasze toczyło się dalej. Co nocy nieraz dwa i trzy razyodwiedzali nas osobnicy domagający się oddania im zboża, chleba,mięsa, pieniędzy, odzieży. Zabierali wszystko, na co padło ich oko,i grozili rozstrzelaniem za niespełnienie żądań. Pewnego rankawpadł do nas sąsiad Wołoćko z graniczącego z nami zaścianka12Kup książkęZacisze. Zamordowano mu syna, kiedy nie był im w stanie zapła-cić okupu w złocie. Okrwawiony, ze szlochem i krzykiem wpadł donas. Rodzice moi byli bezradni jak i on i nic nie mogli mu pomóc,nie mogli złagodzić bólu spowodowanego morderstwem jego pier-worodnego dziecka. Rosyjscy żołnierze udający pracowników ojcapewnego wieczoru gromadnie zjawili się w naszej izbie, pokłonilirodzicom w pas, serdecznie podziękowali za czas spędzony u nasw zaścianku i oświadczyli, że idą do lasu. Niemcy traktowali ichpobratymców gorzej niż bydło. Nie było na to widoków, żeby stosu-nek ich się zmienił. W związku z tym Rosjanie wydobyli zakopanąw lesie broń, amunicję, granaty i postanowili rozpocząć walkę naśmierć i życie. Będą bić się do ostatniej kuli, a tą ostatnią, jakaim zostanie, wpakują sobie w łeb. I rzeczywiście, w okolicznychlasach powstała tak silna partyzantka, że ani doborowe oddziaływojsk niemieckich, ani lotnictwo, ani wyrąbywanie lasu na kilo-metr z obu stron gościńców i dróg kolejowych nie pomagało. Wy-latywały w powietrze niemieckie samochody, opancerzone cięża-rówki i czołgi. Doborowe oddziały SS paliły wioski, osady, osiedlamieszczące się w pobliżu szlaków prowadzących na wschód. Roz-strzeliwali ich mieszkańców, wrzucali nadziane na bagnety dzieciw płomienie palonych zabudowań. Płonęły torfowiska, niezliczonehektary mokradeł nienależących do nikogo paliły się, napełniającmdłym zapachem dymu lasy, łąki, pola, domostwa i zabudowa-nia gospodarcze. W dzień słońce wyglądało jak czerwona głowniawetknięta w chmury.Walka z niemieckim zaborcą dochodziła do najwyższego stop-nia wrzenia. Po jednej z pacyfikacji wioski pojmano niemieckiegokapitana, który zgwałcił kilka jej mieszkanek, a potem je zastrze-lił. W nocy przywiązano go do słupa w płocie ogradzającym pa-stwisko z pasącymi się tam młodymi cielętami. Odstawione odcycka matki poszukiwały nieustannie pokarmu. ZakneblowanemuNiemcowi spuszczono spodnie. Cielęta zauważyły zwisający organpłciowy gestapowca, rzuciły się do jego ssania. Jednak, ponieważnie czuły spływającego zeń mleka, usuwały się na stronę. Zastę-powały je inne, tłoczące się przy czymś, co im przypominało mat-13Kup książkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]