Moen Bruce - Podroze Do Zycia Po Smierci(1),
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Prolog
Zaledwie pięćset lat temu żeglarze tacy jak Krzysztof Kolumb i Ferdynand Magellan odkryli Nowy
Świat, który przecież zawsze istniał gdzieś poza ludzkimi przekonaniami na temat płaskości Ziemi. Inni
odkrywcy, często korzystający z usług rdzennych przewodników, rysowali mapy cudów i wielkości
ziem wcześniej będących wielką nieznaną. Później przypłynęły statki pełne ludzi, których strach przed
nieznanym ustąpił wiedzy o istnieniu Nowego Świata. Przybyli z nadzieją na zdobycie pełnej wolności.
W drugiej połowie lat 1950-tych Robert A. Monroe, inny Żeglarz, zaczął mieć spontaniczne
doświadczenia poza ciałem. Przeraził się wtedy, że pewnie niedługo umrze. Pokonawszy ten strach,
Monroe zaczął badać świat niefizyczny. Bob Monroe z pewnością nie był pierwszym Żeglarzem, który
odkrywał świat ludzkiej egzystencji istniejącej poza światem fizycznym, lecz jedynym, którego ja
znałem. Jak Kolumb i Magellan przed nim, Monroe sporządził mapy Nowego Świata zanim umarł.
Jestem jednym z wielu Odkrywców, którzy wykorzystują techniki Boba, aby wędrował dalej w świat
kolejnego Wielkiego Nieznanego. Znaleźliśmy bezludny Nowy Świat, w którym ludzie żyją po śmierci.
Monroe, obecnie żyjący w świecie Życia po Śmierci, stał się rdzennym Przewodnikiem, który prowadzi
niektórych z nas do cudów i wspaniałości świata Życia po Śmierci.
Strach przed śmiercią, jaki w sobie nosimy, zostaje wyparty przez Wiedzę o tym, co leży za
horyzontem naszego fizycznego świata. Nie musisz wierzyć na słowo komukolwiek; możesz sam
odkrywać ten świat i uczyć się na swoich własnych doświadczeniach. Możesz tam znaleźć nie tylko
nadzieję, ale również wiedzę. Zanim umrę, chcę jedynie ci powiedzieć, że kiedy zaokrętujesz się na
statek płynący do krainy Życia po Śmierci, będziesz miał szansę znaleźć całkowitą wolność.
Podróże do Żyda po Śmierci są moją trzecią książką z tej serii, kontynuacją sprawozdania z badań
krainy Życia po Śmierci, które zacząłem w roku 1992 w Instytucie Monroe, kiedy to brałem udział w
sześciodniowym programie Linia Życia. Wtedy właśnie poznałem techniki badania: lokalizowanie i
towarzyszenie niedawno zmarłym, którzy zagubili się lub utknęli gdzieś po drodze z powodu takich, a
nie innych okoliczności swojej śmierci lub takich, a nie innych przekonań. Pierwsze dwie książki,
Podróże w Nieznane i Podróż poza wszelkie wątpliwości, opowiadają o tym jak nauczyłem się
podstawowych technik. Książka, którą właśnie trzymasz w rękach opowiada o tym, jak nauczyłem się
przekraczać te podstawy.
Podróż poza wszelkie wątpliwości kończy się odejściem Trenera, niefizycznej części mnie samego,
którą niektórzy mogą nazywać Przewodnikiem. To przyjaciel, który pomógł mi dowiedzieć się więcej o
krainie Życia po Śmierci, towarzysząc mi w moich podróżach. W grudniu 1995 odzyskanie ojca mego
bliskiego przyjaciela Joego doprowadziło do czegoś, co nazywam moim doświadczeniem z Punkym.
To przeżycie w końcu wyeliminowało wszelkie wątpliwości, jakie jeszcze miałem co do istnienia krainy
Życia po Śmierci. W ciągu dwóch dni od doświadczenia z Punkym, mój przyjaciel Trener zniknął.
Jeszcze przez jakiś czas zdawało mi się, że jestem w kontakcie z jakimś nowym Przewodnikiem, ale
potem i on odszedł. Czułem się samotny i zagubiony; przez cały następny miesiąc dryfowałem na
wodach depresji i opłakiwałem jego utratę.
Lecz kilka tygodni przedtem zapisałem się na najnowszy program zorganizowany przez Instytut
Monroe, Exploration 27, ostatni program, który stworzył Robert Monroe. Miał on pomagać w dalszych
badaniach Focusa 27, obszaru w Życiu po Śmierci, wychodzić poza granice terenu dostępnego
podczas odzyskiwań. Mówiło się również o odkrywaniu Focusa 34/35, obszaru świadomości
nazywanego Zgromadzeniem w drugiej książce Monroe'a, Dalekie podróże*. Na tym obszarze
możliwy jest rzekomo kontakt z przedstawicielami inteligencji zamieszkujących inne części naszego
Wszechświata. Przed odejściem Trenera byłem podekscytowany możliwością podróżowania poza
kolejny horyzont; potem jednak nic już mnie nie interesowało. Przez dwa miesiące nie potrafiłem
nawiązać żadnego kontaktu w świecie niefizycznym. Kilka tygodni przed rozpoczęciem programu
Exploration 27 zacząłem się zastanawiać nad tym, czy może właśnie tam spotkam nowego
Przewodnika. Zacząłem program z nadzieją, że dzięki niemu będę mógł jakoś na nowo połączyć się z
samym sobą i znów poczuć się całością.
Jako że jest to już trzecia książka z serii Badanie Życia po Śmierci, niektóre terminy mogą być
nowemu czytelnikowi nieznane. Wiele z nich znajduje się w Aneksie C, a kiedy się na nie natkniesz
podczas czytania, może zechcesz spojrzeć do Słownika na końcu książki. Pełniejsze zrozumienie
osiągniesz rzecz jasna czytając Podróże w Nieznane i Podróż poza wszelkie wątpliwości, pierwsze
dwie książki z tej serii.
Rozdział 1
Stawiamy żagle
W sobotę, 17 lutego 1995, skończyłem rozmowę z Franceen King, instruktorką, i poszedłem na
spacer na dach. Kiedy szedłem powoli wzdłuż dachu patrząc na rozległe obszary Wirginii otaczające
budynek, poczułem nagle czyjąś obecność. Coś szło obok mnie. Za chwilę uświadomiłem sobie, że
towarzyszą mi dwie istoty, dr Ed Wilson po mojej prawej i Bob Monroe po mojej lewej stronie. Bob
zmarł niecały rok wcześniej. Ed opuścił ten świat podczas mojego trzeciego programu Linia Życia, w
listopadzie 1994. A teraz mówili do mnie szeptem, który czułem raczej niż słyszałem. Skupiwszy
uwagę zdałem sobie sprawę, że każdy z nich opowiada mi inną historię. Ed szeptał do mojego
prawego ucha, a Bob do lewego, co sprawiało, że skakałem mentalnie w tę i z powrotem, próbując
wysłuchać obu historii jednocześnie. Wyjątkowo frustrujące.
– Hej, panowie, przestańcie! Nie zrozumiem żadnego z was, jeśli będziecie opowiadać mi dwie
różne historie jednocześnie – pomyślałem do nich.
Wybuchnęli śmiechem.
– Ed, zdaje się, że chyba w końcu zwrócił na nas uwagę – poczułem słowa Boba.
– Uhm, teraz na pewno wie, że tu jesteśmy – roześmiał się Ed.
– Bruce, to tylko taka nasza gierka – powiedział Bob przepraszającym tonem. –Trochę dzieli twoją
uwagę, nie?!
– Jeśli masz na myśli to, że dzielenie uwagi pomiędzy dwie różne sprawy jednocześnie to nad
wyraz trudna i męcząca rzecz,' to masz rację! – odparłem uśmiechając się w duchu.
– Już od jakiegoś czasu próbujemy do ciebie dotrzeć. No i Ed zaproponował aby posłużyć się tą
naszą małą gierką. I zadziałało od razu!
– Gdzie byliście? Było mi ostatnio bardzo ciężko, a nie miałem od was wieści odkąd zniknął Trener.
– Wiele razy próbowaliśmy do ciebie dotrzeć. Podobnie i inni twoi przyjaciele – oświadczył Bob
spokojnie. – Zdaje się, że depresja zasłoniła ci świadomość naszej obecności.
– Bob, kiedy Trener odszedł, przypomniałem sobie co napisałeś w Najdalszej podróży* o tym, jak
się czułeś, kiedy odszedł twój Inspec. Ale twoje słowa, ani w połowie, nie oddają poczucia utraty i żalu,
jakie czuję! Wiesz, przydałoby mi się jakieś towarzystwo.
– Ale to masz już za sobą i jestem pewien, że wszystko będzie dobrze. Poczekaj tylko, a
zobaczysz co na ciebie czeka w tym tygodniu!
– Mam nadzieję – odparłem w myślach.
– O nic się nie martw, Bruce – poczułem słowa Boba. – A teraz, do roboty, tygrysie!
Po tych słowach świadomość obecności Boba i Eda rozpłynęła się, a ja znów poczułem się
samotny stojąc tak na dachu Nancy Penn Monroe Center i patrząc na pola Wirginii.
Wizyta Boba i Eda podniosła mnie trochę na duchu, ale w ciągu następnych kilku godzin zaczęła
mi towarzyszyć pewna nerwowość. Odkąd zniknął Trener, wielokrotnie próbowałem skupić
świadomość na świecie niefizycznym... bez powodzenia. Może straciłem tę umiejętność? Może nie
będę mógł nawiązać kontaktu podczas programu Exploration 27? Trema przed podniesieniem
kurtyny!
Tuż po zmroku byłem już zdenerwowany tak, że musiałem wyjść na siąpiącą mżawkę i zapalić
papierosa. Uspokojony dawnym nawykiem, uświadomiłem sobie, że na zachodzie, na tle ciemnego
nocnego nieba, pojawiły się sylwetki Boba i Eda. Otworzyłem na nich świadomość. Zatrzymali się jakiś
metr ode mnie, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku. Pierwszy odezwał się Bob.
– Bruce... – zaczął. – Ed i ja jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że będziesz brał udział w tym
programie. Obaj czujemy, że twoje umiejętności i twoja energia będą bardzo korzystne dla grupy.
Chcieliśmy tylko wyrazić ci naszą wdzięczność za to, że będziesz uczestniczył w Exploration 27 i
powiedzieć ci, że jesteśmy z tego powodu naprawdę szczęśliwi.
– Dzięki, Bob. Już teraz nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
– Cóż... – obawiam się, że mam dla ciebie złe wieści –tym razem w głosie Boba brzmiał smutek i
rezygnacja. – Widzisz, Bruce, tym razem nie będzie dla ciebie dalszego ciągu. Dla ciebie dalszy ciąg
nastąpi dopiero później.
Najpierw poczułem lekki gniew, który za chwilę rozgorzał złymi, zaciskającymi zęby myślami.
– Rozumiem, Bob – poczułem, jak mówię, a gniew ciągle we mnie wzbierał. I nagle już nie mogłem
się powstrzymać i wysłałem w ich kierunku czerwone płomienie wściekłości. – Więc co mnie czeka?
– Cóż, mogę ci tylko powiedzieć, że to przyjdzie później – oświadczył poważnie. W jego głosie
brzmiał smutek lekarza, który ma dla pacjenta złe wieści i nie może tego w żaden sposób zmienić.
Wtedy obaj odwrócili się powoli i odeszli w kierunku, z którego przyszli. Kiedy zniknęli w ciemności
deszczowej nocy, poczułem, że mój gniew ciągle rośnie. Byłem zły i zdenerwowany do granic
możliwości!
– Pewnie, jasne! Dowiem się może za jakieś dwa tygodnie albo miesiąc po powrocie do Denver, do
domu! – pomyślałem sobie. – Jasne! Czek będzie w kopercie! Wydałem kupę pieniędzy, wziąłem dwa
tygodnie bezpłatnego urlopu, a teraz okazuje się, że nic z tego. Cholera, wkurza mnie to!
Oddawałem się gniewowi jeszcze przez jakiś czas, chodziłem w deszczu i mruczałem do siebie. W
końcu uspokoiłem się, a potem zacząłem myśleć o wszystkich ludziach, którzy do tej pory poświęcali
mi swoją energię i umiejętności. Byłem wdzięczny za ich dar i pomyślałem sobie, że może oto
nadarzyła się sposobność, abym dał coś z siebie. Moja mama zawsze mówiła, że jeśli dostajesz od
życia cytrynę, to zrób z niej lemoniadę.
W porządku, pomyślałem, ostatecznie pieniądze już wydałem. Jestem tu, żeby wziąć udział w
programie, równie dobrze mogę więc skorzystać z niego na tyle, na ile będę mógł. Jeśli jestem tu tylko
po to, żeby towarzyszyć innym i użyczyć im mojej energii, to zrobię to.
Wziąłem drugiego papierosa w miejsce tego, który wyrzuciłem w gniewie, oparłem się o ścianę
budynku i wypaliłem go do samego filtra.
Rozdział 2
Czysta, bezwarunkowa miłość
Już pierwszego dnia w połowie programu okazało się, że Bob i Ed mieli rację; nic się nie działo. W
tym czasie na nowo odnalazłem się i poczułem poziomy Focusów 10 do 27. Podczas słuchania
wszystkich taśm byłem rozbudzony, czujny i wydawało się, że nie mogę się skupić w zasadzie na
niczym. Przed oczyma przemykały mi jakieś oderwane obrazy, ale były to tylko nie powiązane z
niczym wyobrażenia, które dzieliły od siebie długie przerwy pustej czerni. W Focusie 27 ujrzałem kilka
grup składających się z trojga lub czworga osób, które pojawiły się przede mną, aby za chwilę
zniknąć. Widziałem wiele wpatrujących się we mnie oczu, niektóre z nich były małe, a niektóre tak
wielkie, że przypominały mi oczy Szarych, rasy obcych istot, które ludzie rzekomo widywali od czasu
do czasu. Co jakiś czas miałem wrażenie srebrnych łuków, zakrętów o metalicznej powierzchni. Po
każdym z tych wstępnych ćwiczeń rosła moja frustracja i rozczarowanie. Bob i Ed mieli rację; podczas
tego programu nic się dla mnie nie działo.
W końcu nadszedł czas na ćwiczenie z taśmą przeznaczoną konkretnie dla programu Exploration
27. Podczas spotkania poprzedzającego, nasi trenerzy uprzedzili nas, że powinniśmy najpierw udać
się do miejsca w Focusie 27, które stworzyliśmy dla siebie podczas poprzedniego programu Linia
Życia i czekać tam, póki nie otrzymamy dalszych informacji nagranych na taśmie. Informacje te
nagrała dla nas prowadząca program, dr Dar Miller z The Monroe Institute (TMI). Dla uniknięcia
zamieszania, nazwałem tę niefizyczną wersję Instytutu Monroe TMI-Tam. W owym TMI-Tam mieliśmy
odszukać kryształ opisany przez naszych trenerów.
Kiedy, kierowany sygnałami Hemi-Sync, udałem się do mojego miejsca w Focusie 27, zdumiałem
się, gdyż coś się tam zmieniło! Nie pamiętałem, żebym umieszczał tam jakieś jezioro! Kiedy tak stałem
i patrzyłem na nie, ktoś, kogo nie widziałem, zaproponował, abym wrócił pamięcią do procesu
tworzenia mojego miejsca w Focusie 27. Gdy to zrobiłem, przypomniałem sobie, że istotnie,
umieściłem tam jezioro. Kiedy już je tam wstawiłem, próbowałem zdecydować się, czy właściwie w
ogóle chcę tam jakieś górskie jezioro. A ono już się ukształtowało. Teraz patrzyłem na nie i spodobało
mi się, i postanowiłem, że zostanie. Potem usłyszałem w słuchawkach głos Dar i opuściłem moje
miejsce w Focusie 27, aby odnaleźć TMI-Tam i kryształ.
Nagle, kiedy kierowałem się na zachód dziesięć metrów nad ziemią, moją świadomość zalały
żywe, przesuwające się pode mną obrazy wzgórz, zielonej trawy i drzew. W falującej czerni czułem,
jak lecę w górę i zdążyłem jeszcze dostrzec północno-wschodni róg budynku Instytutu. Przeleciałem
co najmniej sto metrów, kiedy uświadomiłem sobie, że właśnie go minąłem, zawróciłem więc ostrym
łukiem i poleciałem z powrotem! Zwolniłem przy wieży wystającej ze wschodniego krańca dachu. Nie
przejmując się ani trochę konwencjonalnymi drogami wchodzenia do środka, przeleciałem wprost
przez dach i skierowałem się do pokoju, gdzie miał być kryształ.
Trenerzy powiedzieli, że kryształ najprawdopodobniej jest w jadalni. W całym budynku panowała
czarna ciemność, nie traciłem więc czasu na rozglądanie się. Zamiast tego po prostu wyraziłem
zamiar odnalezienia kryształu, wyobraziłem go sobie unoszącego się w ciemności przede mną. Z
początku wyglądał jak pęk ściśle upakowanych przejrzystych prętów o różnej długości. Te najdłuższe
były w środku pęku, a krótsze na zewnątrz. Kryształ wciąż zmieniał kształt, aż w końcu stał się
ogromnym kryształem kwarcu, długim i szerokim na jakieś sto dwadzieścia centymetrów, o mlecznej,
lekko jakby zamglonej barwie; oba jego końce były spiczaste. Patrzyłem uważnie na kryształ, kiedy
zauważyłem, że zaczynają pojawiać się i inni uczestnicy programu.
Ujrzałem, że ktoś macha ku mnie ręką, i oto byli Bob i Ed, stali przy ścianie jadalni, jakieś sześć
metrów po mojej prawej stronie. Podszedłem do nich, żeby dowiedzieć się czego ode mnie tym razem
chcieli. Poprowadzili mnie na zewnątrz, na dach, po czym zrobiliśmy małą wycieczkę po okolicy.
Najpierw uderzyło mnie światło, które zdawało się przenikać wszystko dookoła nas. Wzgórza
otaczające teren Instytutu Monroe w Focusie 27 były pokryte bujną zielenią. W zasięgu wzroku nie
było żadnego innego budynku. Zdawało się, że budynek laboratorium i David Francis Hall były
nieodłączną częścią struktury całego tego miejsca. Po naszej krótkiej wycieczce wróciliśmy do
pomieszczenia z kryształem. Skierowali mnie ku niemu, dołączyłem więc do pozostałych członków
grupy. Wtedy Bob zatrzymał mnie, nachylił się blisko, a w kącikach jego ust pojawił się ów diabelski
uśmieszek.
– Bruce, pamiętasz jak stałeś na deszczu i paliłeś papierosa, kiedy ostatnio odwiedziliśmy cię z
Edem?
– Tak, pamiętam – odparłem z zakłopotaniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]