Moliére - Świętoszek(2)

Moliére - Świętoszek(2), V2 DLA CIEBIE

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpoczšć lekturę,kliknij na taki przycisk,który da ci pełny dostęp do spisu treci ksišżki.Jeli chcesz połšczyć się z Portem WydawniczymLITERATURA.NET.PLkliknij na logo poniżej.MoliéreWIĘTOSZEK2Tower Press 2000Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000PRZEDMOWA AUTORAO komedię niniejszš było wiele hałasu i długo jš przeladowano, a przedstawieni w niejludzie dali dowód, że sš we Francji potężniejsi niż ci wszyscy, których przedstawiałem dotychczas.Margrabiowie, wykwintnisie, rogacze i lekarze - znosili bez gniewu, że się ich odmalowało,udajšc nawet, że te ich konterfekty bawiš ich tak samo jak resztę publicznoci.Natomiast obłudnicy wrażliwsi sš na drwiny; obruszyli się zrazu i uznali za dziwne, że mamczoło wytykać ich więtoszkostwo i piętnować co, czym się para tyle osób wiatowych. Tejzbrodni darować mi nie mogš i jak jeden mšż rzucili się na mojš komedię z nieopisanš zaciekłociš.Pilnie się strzegli atakować jš od tej strony, która ich zraniła: sš na to zbyt wytrawni izbyt dobrze umiejš żyć, aby ujawnić tajniki swej duszy. Chwalebnym swoim zwyczajemosłonili własne korzyci sprawš Boga - i w ich ustach więtoszekstał się sztukš uwłaczajšcšpobożnoci. Od poczštku do końca pełno w niej obrzydliwoci, a nie masz w niej nic, co bynie zasługiwało na spalenie. Każda zgłoska jest tu bezbożna, każdy gest nawet jest tu zbrodniczy;najmniejszy rzut oka, najmniejsze kiwnięcie głowš, najmniejszy krok na prawo czy nalewo - ukrywajš tajemnice, które ci ludzie potrafili wytłumaczyć na swojš niekorzyć. Próżnopoddawałem jš wiatłej ocenie mych przyjaciół i osšdowi publicznemu; poprawki, którewprowadziłem, zdanie Króla i Królowej, którzy jš widzieli, aprobata dostojnych ksišżšt ipanów ministrów, którzy otwarcie uwietnili jš swojš obecnociš, wiadectwo ludzi zacnych,którzy jš uznali za pożytecznš - to wszystko nie zdało się na nic. Tamci nie ustępujš i dzieńpo dniu poduszczajš na mnie niemšdrych gorliwców, którzy mię lżš z pobożnociš i potępiajšz miłosierdzia.Mało bym dbał o ich gadaninę, gdyby nie spryt, z jakim robiš mi wrogów z ludzi, którychszanuję, i zyskujš poparcie osób prawdziwie zacnych, których dobrej wiary nadużyli, a którewskutek swego szczerego zapału dla sprawy Niebios łacno dajš się nastroić odpowiednio.Oto, co mnie zmusza do obrony własnej. Pragnę wszechstronnie usprawiedliwić mojš komedięwobec ludzi prawdziwie pobożnych i zaklinam ich z całego serca, by nie potępiali rzeczy,zanim jš obejrzš, by się wyzbyli wszelkich uprzedzeń i nie popierali roznamiętniania niecnychobłudników.Ktokolwiek zada sobie trud rzetelnego przemylenia mej komedii, zobaczy niechybnie, żeintencje moje sš w niej zawsze niewinne, że się w niej żadnš miarš nie wyszydza spraw godnychczci, żem jš pisał z całš oględnociš, jakiej wymaga tak delikatna materia, i żem z całymkunsztem, z całym staraniem, na jakie mię stać, usiłował należycie odgraniczyć postać obłudnikaod postaci prawdziwie pobożnego. Toteż całe dwa akty przygotowujš widzów do występumego nicponia. Niepodobna się mylić ani przez chwilę; poznaje się go od razu po znamionach,jakie mu nadaję; od poczštku do końca każdziutkie jego słowo, każdziutki postępekodmalowuje go jako niegodziwca, a zarazem uwydatnia charakter prawdziwie zacnego człowieka,którego mu przeciwstawiam.Wiem dobrze, iż w odpowiedzi panowie ci starajš się podsunšć nam zręcznie, jakoby niebyło rzeczš teatru rozprawiać o tych tematach; lecz niechże mi będzie wolno zapytać, naczym opierajš tę pięknš maksymę. Oni to swoje twierdzenie wytaczajš po prostu, bez żadnychdowodów; owóż nie byłoby trudno wykazać, że w starożytnoci teatr wiódł swój poczštekod religii i stanowił częć jej misteriów; że u Hiszpanów, naszych sšsiadów, żadnewięto nie odbywa się bez udziału teatru; że i u nas zawdzięcza on swe narodziny bractwu,które do dzi dnia jest włacicielem Pałacu Burgundzkiego - gmachu, gdzie się wystawianajwzniolejsze tajemnice naszej wiary; że dzi jeszcze kršżš drukowane czcionkami gotyckimikomedie, podpisane przez jednego z doktorów Sorbony; że wreszcie, nie sięgajšc aż tak4daleko, za naszego już życia grano sztuki pobożne pana de Corneille, które wprawiły w zachwytcałš Francję.Jeli komedia ma na celu karcić ludzkie przywary, nie widzę, dla jakiej racji która z tychprzywar miałaby być uprzywilejowana. Ta, o którš idzie, pocišga w państwie następstwa owiele groniejsze niż wszystkie inne; a przekonalimy się, że teatr nader skutecznie walczy opoprawę. Najpiękniejsze rysy poważnego morału odnoszš najczęciej skutek mniejszy nilisatyra; nic tak dobrze nie przywodzi ludzi do opamiętania, jak obraz ich wad. Ciężkim jestzamachem na występek, gdy się go wystawia na ogólne pomiewisko. Człowiek doć łatwoznosi napomnienia, lecz nie znosi drwin; zgadza się być złym, ale nie zgadza się być miesznym.Zarzucajš mi, żem w usta swego Szalbierza włożył słowa pobożne. A czyż mogłem tegouniknšć, jelim chciał należycie zobrazować charakter hipokryty? Wystarcza chyba, że ujawniłemzbrodnicze pobudki, skłaniajšce go do ich wygłaszania, tudzież że usunšłem terminyuwięcone, których nadużycie przez niego byłoby raziło. - Jednak w czwartym akcie głosi onmoralnoć wypaczonš i zgubnš. - Owszem, ale czyż ta moralnoć nie jest czym, co na każdymkroku kładš nam w uszy? czyż w mojej komedii wytacza ona jakie nowe argumenty?czyż można się obawiać, iż rzeczy tak powszechnie znienawidzone wywrš jakie wrażenie naumysłach? że stajš się one niebezpieczniejsze dlatego, iż ukazuję je w teatrze? że nabierajšwiększej powagi, gdy wychodzš z ust łotra? Zgoła to nieprawdopodobne; i trzeba albo przyzwolićna więtoszka, albo potępić w czambuł wszystkie komedie.Włanie o to zabiega się zawzięcie od pewnego czasu; jeszcze nigdy nie ciskano się na teatrtak gwałtownie. Przyznaję, iż niektórzy Ojcowie Kocioła potępili komedię; ale trzebanawzajem przyznać i mnie, że byli również i tacy, co jš traktowali trochę łagodniej. Ta rozbieżnoćpodważa jednostronny sšd potępiajšcy; i jeżeli ludzie tak poważni, a jednakimi kierujšcysię wiatłami, mieli zdania odmienne, znaczy to po prostu, że się zapatrywali na komedięz różnych stanowisk: jedni jš oglšdali w jej czystoci, drudzy widzieli jš w jej zepsuciu ipomieszali jš z tymi szkaradnymi widowiskami, które się słusznie piętnuje mianem wszetecznych.W rzeczy samej: skoro wypada rozprawiać o rzeczach, a nie o słowach, skoro większoćsprzecznoci ma za powód niezrozumienie i nadawanie rzeczom przeciwstawnym tej samejnazwy, wystarczy odsunšć tę mylšcš zasłonę i przyjrzeć się, czym jest komedia sama w sobie,aby stwierdzić, czy trzeba jš potępić. Wówczas uznamy niewštpliwie, że ponieważ jestona tylko dowcipnš poezjš, która za pomocš uciesznych lekcji karci ludzkie wady, nie godzisię jej gromić, gdyż byłoby to niesprawiedliwociš. A jeli chcemy posłyszeć, co w tej mierzesšdziła starożytnoć, powie nam ona, iż komedię pochwalali najsławniejsi filozofowie, którzywszak uprawiali mšdroć wielce surowš i bez ustanku tropili występki swoich czasów; przypomninam ona, iż Arystoteles trawił długie godziny w teatrze i nie szczędzšc trudu opracowałreguły pisania sztuk teatralnych; powiadomi nas ona, że najwięksi ludzie, najpierwsi dostojnicy,sami się chlubili układaniem scenicznych utworów, inni za bynajmniej się niewzdragali recytować ich publicznie; że Grecja dobitnie zaznaczyła swš czeć dla sztuki, przyznajšctwórcom wspaniałe nagrody i budujšc okazałe teatry; że wreszcie Rzym również otaczałtę sztukę nadzwyczajnymi honorami: a mówię tu nie o Rzymie rozpustnym, pod rzšdamirozwišzłych cesarzy, lecz o Rzymie karnym, pod mšdrym kierownictwem konsulów, w czasach,gdy cnota rzymska była najmocniejsza.Przyznaję, że były okresy zwyrodnienia komedii. Ale jestże na wiecie cokolwiek, co bynigdy nie wyrodniało? Nie masz rzeczy tak niewinnej, w którš by ludzie nie potrafili wsšczyćswych zbrodni, nie masz kunsztu tak zbawiennego, którego by nie zdołali wykolawić, niemasz sprawy tak dobrej w sobie, której by nie obrócili na złe. Medycyna jest sztukš pożytecznši każdy jš czci, widzšc w niej jednš z najcelniejszych rzeczy, jakie posiadamy; a jednakbyły czasy, gdy się wyrodziła w szkaradzieństwo i niejednokrotnie stawała się kunsztem5trucicielskim. Filozofia - to dar Niebios; dano jš nam po to, bymy wznosili swe umysły dopoznania Boga przez oglšd cudów natury; a przecież wiadomo, że częstokroć odwracano tenjej kierunek i posługiwano się niš publicznie ku szerzeniu bezbożnoci. Najwiętsze nawetrzeczy nie sš zabezpieczone od ludzkiego zepsucia; co dzień widujemy łotrów, którzy nadużywajšpobożnoci, każšc jej służyć największym zbrodniom. Mimo to nie omieszkujemyczynić koniecznych rozróżnień; fałszywa konsekwencja nie zaciera nam granic pomiędzydobrociš rzeczy, które kto złoliwie psowa, a złoliwociš psowacza; zawsze oddzielamynadużycie danej sztuki od jej właciwych zamierzeń; i podobnie jak się nie zakazuje medycyny,choć jš kiedy wywięcono z Rzymu, ani filozofii, choć jš publicznie potępiono w Atenach;tak też nie godzi się skazywać komedii, choć jš w pewnych okresach krytykowano.Krytyka ta miała swe racje, tutaj nie istniejšce; zacieniła się ona do tego, co zdołała dojrzeć;nie trzeba rozcišgać jej poza granice, które sama sobie zakreliła, rozprzestrzeniać jej nadmiernie,ani pozwolić, by dotknęła tak niewinnych, jak i winnych. Komedia, którš krytykaatakowała, nie jest bynajmniej tš, której pragniemy bronić. Strzeżmy się pomieszania jednej zdrugš. Sš t... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kazimierz.htw.pl