Moreland Peggy - Jak dwie krople ...

Moreland Peggy - Jak dwie krople wody, 1, ebooki nowe 2011

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PEGGY MORELAND
Jak dwie
krople wody
PROLOG
Było jeszcze ciemno. Tylko srebrny księżyc przyświecał
kochankom. Nocny chłód wyziębiał spocone ciała, ale im to
nie przeszkadzało. Chcieli jeszcze choć trochę pobyć razem.
Tak trudno było się rozstać.
- Musisz iść - szepnął Jesse.
- Wiem - westchnęła Mandy. Nie miała ochoty się z nim
rozstawać. - Jeszcze chwilę.
- To zbyt niebezpieczne. - Przytulił ją do siebie. Znów
jej pragnął. Tak mocno jak zawsze. - Do rana niedaleko. Ktoś
może się obudzić, a jak się zorientują, że cię nie ma...
- Nikt nas tu nie znajdzie. - Zamknęła mu usta szybkim
pocałunkiem. Nie chciała nawet myśleć o grożącym im nie­
bezpieczeństwie, a co dopiero o nim mówić.
Zaczęła się ubierać. Jesse z ciężkim westchnieniem zrobił
to samo. Ani na chwilę nie spuszczał jej z oka.
- Mandy - powiedział. Jego meksykański akcent spra­
wiał, że imię ukochanej brzmiało jak pieszczota. - Serce
mnie boli, kiedy pomyślę, że musimy się rozstawać.
Zawsze fascynowały ją poetyckie formy, jakich używał
Jesse. Przez to kochała go jeszcze bardziej. Jeśli to możliwe.
- Ja... Będę za tobą tęsknić - wyszeptała, tuląc się do
niego.
6
JAK DWIE KROPLE WODY
- Na pewno nie bardziej niż ja za tobą. - Objął ją mocno.
- Kiedy znów się spotkamy?
- W sobotę. - Patrzyła na niego, pragnąc jak najdłu­
żej zachować w pamięci obraz ukochanej twarzy. - Tata je­
dzie na targ do San Antonio. Wróci dopiero w niedzielę wie­
czorem.
- Dasz radę wymknąć się tak, żeby nikt cię nie zauważył?
- Nie martw się. - Mandy uśmiechnęła się do niego. Była
bardzo pewna siebie. - Już ja coś wymyślę.
W otaczających ich kryjówkę zaroślach trzasnęła gałązka.
Jesse z całych sił przycisnął twarz Mandy do swojej piersi.
Żeby nie krzyknęła, żeby się nie poruszyła. Wpatrywał się
w przestrzeń. Modlił się, aby to był fałszywy alarm, żeby
okazało się, iż to tylko zwierzę przedziera się przez zarośla.
Jednak gdy dostrzegł, jak światło księżyca odbija się w pole­
rowanej stali, zrozumiał, że to nie zwierzę, tylko coś znacznie
groźniejszego. Zrobił krok do przodu, własnym ciałem zasła­
niając Mandy przed śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Z krzaków wyszedł mężczyzna. Celował prosto w pierś
chłopaka.
- Jesse Barrister! - Głos ojca Mandy przerwał nocną
ciszę.
Jesse poczuł, jak Mandy wbija palce w jego ramię. Pod­
niósł głowę i spojrzał prosto w gniewne oblicze Lucasa
McClouda.
- Czego tu szukasz, McCloud? - zapytał.
- Po swoje przyszedłem - warknął Lucas. - Mandy!
Chodź do mnie natychmiast, bo jak nie, to przepuszczę tę kulę
na wylot. Przez niego i przez ciebie.
- Zabiłbyś własną córkę? - Jesse zmartwiał.
JAK DWIE KROPLE WODY
7
- Wolę, żeby zdechła, niż zadawała się z takimi jak ty.
Chodź tu, Mandy! Natychmiast!
Ale Jesse ją przytrzymał, choć zrobiła taki ruch, jakby
chciała wykonać polecenie ojca.
- Nie jesteś na swojej ziemi - powiedział z godnością.
- Tutaj ja wydaję polecenia.
- Głupi bękart! - Lucas głośno się roześmiał, ale ani na
moment nie opuścił strzelby. - Ty miałbyś mi rozkazywać!
Ani tu, ani nigdzie! Szczeniak meksykańskiej dziwki Wade'a
chce być ważniejszy niż ja!
Jesse się wściekł. Nie dlatego, że go nazwano bękartem.
Do tego zdążył się już przyzwyczaić. Ale nikt nie miał prawa
pisnąć złego słowa o jego matce.
- Nieważne, że jestem bękartem. Nazywam się Barrister
i oświadczam ci, że żaden McCloud nie jest mile widziany
na naszej ziemi.
- Słyszałaś, Mandy? - zapytał Lucas, nie spuszczając
Jesse'a z muszki. - Żaden McCloud nie jest mile widziany
na ziemi Barristerów, a ty się nazywasz McCloud.
- Ona jest moja! - zawołał Jesse, nim Mandy zdążyła się
odezwać. - Kiedy skończy osiemnaście lat, zmieni nazwisko
i będzie się nazywała Barrister, a nie McCloud.
- Po moim trupie! - warknął Lucas. Nocną ciszę rozdarł
metaliczny dźwięk odwodzonego kurka. - Żadna z moich
córek nie będzie nosiła nazwiska Barrister. Prędzej cię zabiję.
Mandy wyskoczyła zza pleców ukochanego. Teraz ona
zasłaniała Jesse'a własnym ciałem.
- Nie rób mu krzywdy, tato - szlochała. - Ja go kocham.
- Odsuń się, bo i ciebie zabiję. - Lucas celował prosto
w szyję córki.
8
JAK DWIE KROPLE WODY
Mandy rzuciła się na ojca. Wybiła lufę strzelby w powie­
trze. Huknął strzał.
Lucas zachwiał się, ale natychmiast odzyskał równowagę.
Ramieniem przycisnął córkę do siebie i zarepetował broń. To
zatrzymało Jesse'a.
- Jesse, błagam cię - płakała Mandy. - Odejdź stąd, za­
nim cię zabije.
Jesse spojrzał w pełne nienawiści oczy Lucasa McClouda.
Potem popatrzył na Mandy. Powoli, jak na zwolnionym fil­
mie, wyciągnął do niej rękę.
- Chodź ze mną, Mandy - poprosił. - Wyjedziemy stąd.
Daleko. Twój ojciec nigdy nas nie znajdzie.
- Nie ma na świecie takiej dziury, w której bym was nie
znalazł - syknął Lucas. - A jak znajdę, zabiję.
Mandy patrzyła na ukochanego. Płakała. Nie wiedziała,
co zrobić. Ojca przecież także kochała. I była pewna, że
dotrzyma słowa. Z całego serca nienawidził Barristerów, ale
jeszcze bardziej nienawidził Jesse'a. Nie tylko za to, że był
nieślubnym synem Wade'a Barristera. Najgorsze dla Lucasa
McClouda było meksykańskie pochodzenie Jesse'a. Jego
matka była „kolorowa", a Jesse, jak na złość, odziedziczył
po niej zarówno kolor skóry, jak i meksykański akcent.
Mandy była pewna, że gdyby dano jej trochę czasu,
potrafiłaby znaleźć jakiś sposób, żeby ona i Jesse mogli na
zawsze zostać razem. Na pewno by coś wymyśliła. Na­
wet gdyby musiała przeczekać te kilka miesięcy, jakie dzie­
liły ją od osiemnastych urodzin, gdyby przez cały ten czas
nie miała oglądać ukochanego. Przetrwałaby jakoś, wiedząc,
że nagrodą za cierpliwość będzie życie z Jesse'em do końca
jej dni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kazimierz.htw.pl