Montgomery Lucy Maud - Ania 4 - Ania z ...

Montgomery Lucy Maud - Ania 4 - Ania z Szumiących Topoli, ebooki Różne-klasyka,młodzieżowe,bajki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lucy Maud Montgomery
Ania z Szumiących Topoli
Przełożyła Aleksandra Kowalak–Bojarczuk
Tytuł oryginału angielskiego Anne of Windy Poplars
Wydanie skrócone
Pierwszy rok
I
List od Ani Shirley, magistra nauk humanistycznych, kierowniczki wyższej szkoły w Summerside, do Gilberta Blythe, studenta medycyny na Uniwersytecie Redmondskim w Kingsporcie.
Szumiące Topole
Aleja Duchów, Summerside
Wyspa Księcia Edwarda
Poniedziałek, 12 września
Najdroższy!
Czy zwróciłeś uwagę na adres? Czy kiedykolwiek słyszałeś coś równie uroczego? „Szumiące Topole” to nazwa mojego nowego domu. Uważam, że jest piękna, podobnie jak „Aleja Duchów”, która zresztą oficjalnie nie istnieje. Ulica ta
właściwie nosi nazwę Trydenckiej, ale nikt tak jej nie nazywa. Tylko czasem w „Kurierze Tygodniowym” można znaleźć wzmiankę o ulicy Trydenckiej, a wówczas mieszkańcy Summerside spoglądają na siebie ze zdumieniem i pytają jeden
drugiego: „Gdzie też to może być?”
Aleja Duchów jest… nie, doprawdy nie wiem, skąd wzięła się ta nazwa. Pytałam już o to Rebekę Dew, ale potrafiła mi powiedzieć tylko tyle, że Aleja Duchów zawsze była Aleją Duchów i że przed laty opowiadano historie o duchach,
które tu straszyły. Ona zaś osobiście nigdy nie spotkała w alei żadnego stworzenia bardziej podobnego do ducha niż ona sama.
Wybiegam jednak w moim opowiadaniu za daleko naprzód. Przecież Ty jeszcze nie wiesz, kto to jest Rebeka Dew. Ale poznasz ją. O tak, poznasz ją niebawem. Jestem pewna, że Rebeka Dew zajmie poczesne miejsce w mojej
korespondencji.
Zapada zmierzch… (A propos, czy „zmierzch” to nie urocze słowo?
Wolę je daleko bardziej niż „zmrok”. Brzmi miękko jak aksamit, zamyka w sobie wszystkie cienie odchodzącego dnia i… no, jest po prostu właśnie takie jak zmierzch). Za dnia należę do świata, a w nocy władzę nade mną przejmują
marzenia senne i wieczność. Ale o zmierzchu należę tylko do siebie… i do Ciebie. Dlatego też o tej porze właśnie zamierzam pisać do Ciebie. Ale to nie będzie list miłosny. Stalówka w moim piórze drapie i nie mogę nią pisać listów miłosnych.
Nie umiałabym też zapewne zdobyć się na taki list, gdyby stalówka była zbyt ostra lub zbyt tępa. A więc będziesz otrzymywał ten rodzaj listów tylko wtedy, gdy znajdę idealnie dobrą stalówkę. Teraz opiszę Ci mój nowy dom i jego
mieszkańców. Gilbercie, oni, a właściwie one, są tak kochane!
Przyjechałam wczoraj, aby wynająć pokój. Pani Małgorzata Linde towarzyszyła mi pod pretekstem zakupienia kilku drobiazgów, lecz faktycznie po to, by znaleźć mi odpowiednie lokum. Pomimo że ukończyłam studia uniwersyteckie i
uzyskałam tytuł magistra, nie przestała uważać mnie za niedoświadczone młode stworzenie, które wymaga troski, rady i pomocy.
Nie przewidywałam kłopotów ze znalezieniem pokoju, ponieważ w ciągu ostatnich piętnastu lat kierownikom szkoły w Summerside wynajmowała mieszkanie niejaka pani Tomaszowa Pringle. Jednakże nagle stwierdziła, że ma już dość
kłopotów z lokatorami i nie przyjmie mnie. Z uprzejmą odmową spotkałam się również w kilku innych miejscach, a parę następnych mnie z kolei nie odpowiadało. Chodziłyśmy po mieście całe popołudnie, aż zrobiłyśmy się sine ze zmęczenia i
upału. Rozbolała nas — a przynajmniej mnie — głowa. Byłam skłonna z rozpaczą porzucić poszukiwania. I wtedy właśnie… „zjawiła się” Aleja Duchów. Wstąpiłyśmy do pani Braddock, przyjaciółki pani Linde. To ona powiedziała, że może
„wdowy” wynajmą mi pokój.
— Słyszałam, że szukają sublokatora, aby móc wypłacać pensję Rebece Dew. Nie będą w stanie trzymać jej dłużej, jeśli nie zdobędą trochę więcej pieniędzy. A gdy Rebeka Dew odejdzie, kto będzie doił tę ich czerwoną krowę?
Pani Braddock utkwiła we mnie surowe spojrzenie, jak gdyby myślała, że to ja powinnam tę krowę doić. Czułam jednak, że tylko uroczysta przysięga z mojej strony przekonałaby ją, że rzeczywiście będę to robiła.
— O jakich wdowach mówisz? — spytała pani Linde.
— O cioci Kasi i cioci Misi — powiedziała pani Braddock, jakby każdy, nawet nieświadom rzeczy magister nauk humanistycznych, powinien o tym wiedzieć. — Ciocia Kasia to wdowa po kapitanie MacComber, pani Amazowa
MacComber, a ciocia Misia to pani Lincolnowa MacLean, także wdowa. Wszyscy mówią o nich „ciocie”. Mieszkają przy końcu Alei Duchów.
Aleja Duchów! To przesądziło sprawę. Poczułam, że muszę zamieszkać z wdowami.
— Chodźmy do nich zaraz — błagałam panią Linde. Wydawało mi się, że jeśli będę choć trochę zwlekała, Aleja Duchów zniknie z rzeczywistego świata…
— Możecie do nich pójść, ale o tym, czy panią zatrzymają, zadecyduje Rebeka Dew. To ona faktycznie sprawuje rządy w Szumiących Topolach, mogę panią zapewnić.
Szumiące Topole! Nie, to nie mogła być prawda. Miałam wrażenie, że śnię. Pani Linde stwierdziła zaś, że nazwa taka jest śmieszna dla domu.
— Och, to kapitan MacComber ją wymyślił. Wiesz przecież, że to był jego dom. Zasadził wokół topole i był z nich bardzo dumny, chociaż rzadko bywał w domu, a już nigdy na dłużej. Ciocia Kasia mawiała, że to przykre, ale nie
zdołałam stwierdzić z pewnością, co miała na myśli — jego krótkie pobyty w domu „czy też to, że w ogóle przyjeżdżał. Hm, myślę, że przyjmą panią, panno Shirley. Rebeka Dewjest doskonałą kucharką, a już po prostu mistrzynią w
przyrządzaniu sałatki z gotowanych ziemniaków. Jeśli Rebeka panią polubi, to będzie pani u nich jak u Pana Boga za piecem. Jeśli nie… ha, wtedy nic się nie poradzi. Słyszałam, że nowy urzędnik bankowy poszukuje pokoju, więc może będzie
wolała jego. Śmieszne, że Tomaszowa Pringle nie przyjęła pani. Summerside jest pełne Pringle’ów i półkrwi Pringle’ów. Określa się ich mianem Królewskiej Rodziny. Musi pani pozyskać ich sympatię, panno Shirley, bo inaczej nie poradzi
sobie pani w szkole. Oni zawsze tutaj rządzili… Jest nawet ulica imienia kapitana Abrahama Pringle’a. Pringle’owie to prawdziwy klan. Przewodzą mu dwie starsze panie z Klonowego Wzgórza. Słyszałam, że nie bardzo panią lubią.
— Ależ dlaczego? — wykrzyknęłam. — Przecież mnie nawet nie znają!
— Ich kuzyn w trzeciej linii starał się o posadę kierownika szkoły i wszyscy uważają, że powinien był ją dostać. Cała paczka Pringle’ów płakała ze złości, gdy przyjęto pani kandydaturę. Cóż, tacy są ludzie i takimi musimy ich brać.
Pringle’owie z pewnością będą dla pani słodcy jak miód, ale nie przestaną działać na pani szkodę. Nie chcę pani przerażać, ale uważam, że im wcześniej się pani o tym dowie, tym lepiej uzbroi się pani do walki z nimi. Mam nadzieję, że zdoła
pani ich upokorzyć. Nie będzie pani miała nic przeciwko obecności Rebeki Dew przy stole podczas posiłków, prawda? Widzi pani, ona nie jest służącą. Jest daleką krewną kapitana. Gdy są goście, nie siada do stołu, ale skoro pani wynajmie u
nich pokój, nie będzie panią uważała za gościa.
Zapewniłam zaniepokojoną panią Braddock, że z przyjemnością będę jadała w towarzystwie Rebeki Dew, i skłoniłam panią Linde do wyjścia. Chciałam dotrzeć do Szumiących Topoli wcześniej niż urzędnik bankowy. Pani Braddock
odprowadziła nas do drzwi.
— I niech pani stara się nie ranić uczuć cioci Misi. Jest taka wrażliwa, biedactwo. Łatwo ją dotknąć. Nie ma aż tylu pieniędzy co ciocia Kasia, chociaż ciocia Kasia wcale nie ma ich dużo. Poza tym ciocia Kasia naprawdę kochała męża…
to znaczy swego męża, a ciocia Misia nie lubiła… to znaczy, nie lubiła swojego. Ciekawe, prawda? Lincoln Mac — Lean był wielkim dziwakiem, ale ciocia Misia uważała, że wszyscy utrzymują tak tylko po to, żeby zrobić jej przykrość. Całe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kazimierz.htw.pl